Trasa “Śnieżnik od czeskiej strony (ze słonikiem i dodatkową wieżą w bonusie)”

Otwarcie wieży widokowej na Śnieżniku spowodowało, że liczący 1423 m n.p.m. szczyt na dobre powrócił do łask turystów. Jednym z czynników dorzucających cegiełkę do tłoku na rozległym obszarze wokół nowej budowli widokowej jest fakt mnogości dróg prowadzących na leżącą we Wschodnich Sudetach górę.

W tym wpisie chciałbym zaprezentować Wam przebieg jednej z nich. Będzie to piękna pętelka, dla której miejscem startu jest mieszczącą się około 9 km od polskiej granicy wioska Stříbrnice. Mój plan trasy pozwoli Wam nie tylko dotrzeć na Śnieżnik (zatrzymując się przy słynnym pomniku słonika), ale również dopisać do listy odwiedzonych wież widokowych obiekt o nazwie Rozhledna Štvanice.

Zapraszam na wirtualną wędrówkę!

Poziom trasy: wyzwanie

Początek naszej wycieczki ma miejsce na rozległym parkingu, który mieści się przy miejscowym ośrodku narciarskim.

Bez problemu i co ważne za darmo zostawicie tu samochód (przynajmniej poza sezonem białego szaleństwa).

Wyciąg, który widać na zdjęciu, gdy funkcjonuje normalnie, umożliwia dotarcie w łatwy sposób pod samiutką wieżę Štvanice. Dla nas będzie ona ona deserem, niejako domykającym piękny spacer.

Pierwsze kroki skierujemy jednak w stronę Masywu Śnieżnika.

Wychodząc z terenu parkingu kierujemy się na północny wschód (po wejściu na asfaltową drogę, infrastrukturę wyciągu musimy mieć po naszej lewej stronie).

Pierwsze 400/500 metrów musimy pokonać poboczem głównej drogi. Naszym “przyjacielem” będzie niebieski szlak.

Kiedy dotrzemy do budynku tutejszego kościoła, odbijamy ostro w prawo. Od teraz droga wiedzie nas przez łąkę, co przy porannej rosie może skończyć się szybkim przemoczeniem butów.

Widoki, które prezentują nam się po kilku minutach marszu wynagradzają jednak wszelkie niedogodności.

Wśród wielu fantastycznych elementów jesiennego krajobrazu uwagę może przykuć m. in. wzgórze Větrov, gdzie mieście się Dalimilova Rozhledna – wieża widokowa wybudowana na podobieństwo konstrukcji dawniej wznoszącej się na Śnieżniku. Jest to bardzo urodziwe miejsce, do którego na pewno w przyszłości postaram się dotrzeć.

Na razie jednak wracamy na szlak, a tutaj obok nas roztacza się najpiękniejsze oblicze jesieni. Drzewa niesamowicie mienią się różnorodnymi kolorami, a grzyby (choć te trujące) niemal wchodzą nam pod nogi.

Po łąkowych przygodach powoli zaczynamy zatapiać się w leśnej rzeczywistości. Najpierw witają nas brzozy, nieśmiało zakrywające część widoków.

Zanim te znikną na dobre, jeszcze trochę maszerujemy skrajem lasu.

Minięcie powyższej ambonki będzie sygnałem, że od teraz przez jakiś czas pozostaniemy w solidnym uścisku drzew.

Oczywiście nadal przemieszczamy się po wyznaczonej drodze, jednak gąszcz drzew po lewej i prawej stronie sprawia nieco klaustrofobiczne wrażenie.

Po około 5 minutach od minięcia ambonki dochodzimy do skrzyżowania zwącego się Pod Kapličkou. Pojawia się tutaj czerwony szlak, który w tym momencie nas nie interesuje. Kontynuujemy podróż według niebieskich oznaczeń (jak można wyczytać z drogowskazu za 300 metrów dotrzemy do tytułowej kapliczki).

Wiekowa budowla sakralna pochodzi z 1887 roku i jest poświęcona Maryi. W 2004 roku została odremontowana i od tamtego czasu cieszy oko przechodzących w pobliżu turystów.

Od momentu minięcia kapliczki podążamy za wskazaniami dwóch kolorów – czerwonego i niebieskiego.

Ścieżka nadal wiedzie przez las, dając nam szansę przyjrzeniu się z bliska wytworom przyrody.

Kilometr od kapliczki znajdziecie kolejny punkt kontrolny (Hraniční hora, sedlo), który jest bardzo istotny dla naszej wędrówki. Jak możecie zauważyć na powyższym zdjęciu, pojawia nam się tu żółty kolor. Jest to oznaczenie około 100-metrowego odcinka, pozwalającego nam dostać się na zielony szlak.

Podążamy zatem za żółtą barwą. Skręcając na powyższym rozstaju dróg w prawo.

Po krótkim kontakcie z żółtym łącznikiem, docieramy do skrzyżowania nazwanego Głęboka Jama. Znajduje się on już na terenie Polski i dotrzeć do niego możemy również z Kamienicy oraz Bielic.

Od teraz podłączamy się pod przebieg zielonego szlaku.

Jeśli lubicie w górach się zmęczyć, najbliższe 1,2 km powinno Was bardzo ucieszyć. Od wspomnianej już Głębokiej Jamy teren staje się bowiem dużo bardziej wymagający. Można powiedzieć, że przyszedł czas na mały test Waszej kondycji. O poranku słońce dawkuje tu swoje promienie bardzo powściągliwie. W związku z tym mogłoby się wydawać, że będziecie odczuwać uderzenia chłodu. Pochylenie stoku sprawi jednak, że będzie Wam ciepło.

W ramach zielonego szlaku przez długi fragment do dyspozycji mamy dwa warianty podejścia. Po lewej stronie jest dość kamieniście, z prawej czeka z kolei na nas bardziej leśne podłoże. Musicie zdecydować, która opcja jest dla Was wygodniejsza.

Niestety nadal swoją obecnością nie zaszczycają nas widoki.

Sytuacja odwraca się o 180 stopni gdy docieramy to wypłaszczenia trasy.

Krajobrazy pojawiające się po naszej prawej stronie wywołują potrafią zachwycić nawet największych malkontentów.

Chwilę później zielony szlak w zasadzie zlewa się ze swoim “czeskim” czerwonym kolegą. Z racji tego, że nasza dotychczasowa droga staje się nieprzyjemnie podmokła, decydujemy się ponownie zacząć kroczyć po ziemi naszych sąsiadów.

Urozmaiceniem w wędrówce stają się teraz drewniane kładki, dzięki którym turysta może poczuć się jak uczestnik programu Top Model. 😄

Po dość sporym fragmencie trasy pokonywanym po względnie prostym terenie, znów musimy zacząć wkładać nieco więcej wysiłku w przemierzanie kolejnych metrów.

Mijamy skręt prowadzący do stacji Horské Služby – odpowiednika polskiego GOPR-u.

Kilka minut później do czerwonego szlaku podłącza się żółty, który prowadzi piechurów aż z okolic resortu Dolní Morava. Miejsce to w przeszłości przyciągające turystów trasami narciarskimi i ścieżką w chmurach, od tego roku może pochwalić się również kolejną atrakcją – najdłuższym wiszącym mostem na świecie. Jeśli macie sporo czasu i trochę odłożonej gotówki, na pewno warto zawitać do Dolní Moravy.

Wróćmy jednak na szlak. Kiedy po Waszej lewej stronie pojawi się taki oto krzyż, będzie to oznaka że powoli zbliżamy się do pierwszej większej atrakcji naszej dzisiejszej wyprawy.

I nie mówię tu o wieży na Śnieżniku, która już wyłania się na horyzoncie.

Za zakrętem czai się bowiem skręt umożliwiający dotarcie do słynnego słonika. Wiem, że wiele osób wchodzących na najwyższy szczyt masywu od polskiej strony ma problem ze zlokalizowaniem tej kamiennej instalacji. Jeśli pragniecie zobaczyć ją na żywo należy ze szczytu Śnieżnika zejść około pół kilometra na czeską stronę (czerwono-żółte oznaczenia).

Wchodząc od strony czeskiej, tak jak my dziś, gdy znajdziecie się na powyższym skrzyżowaniu skręćcie w prawo. Po chwili będziecie już mogli podziwiać sympatycznego słonika w całej okazałości.

Historia jego pojawienia się w tym miejscu jest nieco skomplikowana i jak to często w przypadku Czechów bywa barwnie oryginalna. Ładnie ujął ją na swojej stronie Piotr Jochymek, więc jeśli chcecie się z nią zapoznać, właśnie tam Was odsyłam.

Niedaleko słonika znajdują się ruiny dawnego schroniska, które przy silnym wietrze mogą okazać się bardzo przydatnym schronieniem. My zrobiliśmy sobie tutaj krótką przerwę na posiłek regeneracyjny. W końcu przed nami miał być atak szczytowy. 🙂

Jak już wspomniałem od Śnieżnika dzieli nas zaledwie 500 m. Nie oznacza to jednak, że będzie to odcinek bez dodatkowej atrakcji.

Po drodze na rozległy szczyt mijamy bowiem źródło rzeki Morava. “Startujący” w tym miejscu ciek wodny ciągnie się aż 352 km, by na pograniczu austriacko-słowackim wpaść do Dunaju. Imponujące.

Podobnego słowa można użyć wobec niedawno otwartej wieży widokowej, która wita nas na górze. Muszę przyznać, że z zewnątrz wywołująca wiele emocji konstrukcja prezentuje się naprawdę przyzwoicie.

O swoich odczuciach związanych z wizytą na “blenderze” pisałem TUTAJ.

Jeśli zaś pragniecie obejrzeć galerię zdjęć poświęconą samej wieży zapraszam do TEGO WPISU.

Dla zachęty zostawiam Wam tu powyższe zdjęcie. 😉

Zachęcam Was również do rzucenia okiem na ujęcia zarejestrowane dronem. A jeśli filmik się spodoba, do subskrypcji mojego kanału na YouTube.

Przed wirtualnym zejściem ze szczytu przypomnę jeszcze tylko, że Śnieżnik zaliczany jest do Korony Gór Polski. Pieczątkę do książeczki przybijecie m. in. w Schronisku PTTK im. Zbigniewa Fastnachta (na samym szczycie jej nie ma). I tutaj też przydatna wskazówka – to, gdzie znajdują się stemple ze szczytami Korony Gór Polski możecie sprawdzić na stronie:  https://kgp.info.pl/pieczatka-korony-gor-polski-gdzie/ .

Po krótkiej przerwie na (mam nadzieję) wartościowe informacje wracamy na szlak. Rozpoczynamy powrót do Stříbrnic. Jednak tak jak obiecywałem, zejście do auta wykonamy inną drogą.

No, poza pierwszym fragmentem, który okazał się być tożsamy z podejściem.

Zatem z początku ponownie naszymi towarzyszami będą kolory czerwony i żółty. Oczywiście kierujemy się na czeską stronę.

Po 1,2 km mijamy znane nam już odbicie żółtego szlaku (to prowadzące z Dolní Moravy). Kontynuujemy dreptanie według czerwonych malunków. Temu kolorowi pozostajemy również wierni, kiedy w pobliżu pojawi się polski, zielony szlak.

Nieco problematycznym może okazać się kolejne ważne skrzyżowanie (Stříbrnická, sedlo).

Ważnym zadaniem do wykonania jest tutaj udanie się w stronę, w którą przy szlaku odnajdziemy zarówno czerwone, jak i niebieskie oznaczenia.

Jeśli dobrze zrozumieliście powyższą wskazówkę, po chwili szlak powinien wyprowadzić Was na przestrzenny teren umożliwiający podziwianie bardzo sympatycznych widoków.

Gdy przyjrzycie się naszej trasie zaznaczonej na mapie, z pewnością zauważycie że czerwono-niebieski szlak zaczyna teraz wić się po niej niczym wąż. W rzeczywistości aż tak nie odczuwa się tych zakosów. Są one jednak dla nas istotne głównie dlatego, że przy jednym z nich będziemy musieli odbić w ścieżkę oznaczoną żółtymi malunkami.

Nie robimy tego przy pierwszej nadarzającej się okazji (skrzyżowanie dróg Pod Ludmilou), lecz 1,2 km dalej (w miejscu o nazwie Nad Adéliným pramenem).

Kierujemy się w stronę schroniska nazwie Návrší. Jest to urocza chatka o charakterze turystycznym, w której możemy spróbować lokalnego piwa, wrzucić na ząb słynny czeski smażony ser, a w razie potrzeby również przenocować.

Piękna jesień dodająca (dosłownie i w przenośni) kolorytu wędrówce sprawia, że można odlecieć!

Jak zawsze przed wjazdem do Czeskiej Republiki polecam zaopatrzyć się w korony. W czeskich górach jest to najpewniejsza możliwość uregulowania ewentualnego rachunku, choć oczywiście w przygranicznych miejscowościach może zdarzyć się, że respektowane będą nasze złotówki.

Na 100 metrów przed dotarciem do schroniska do żółtego szlaku dołącza niebieski.

Po minięciu wspomnianej miejscówki nasza droga zakręca w zasadzie o 90 stopni.

Na krótką chwilę ponownie zahaczamy o taki oto lasek. Profil trasy nadal delikatnie opada.

Za jakieś 10 minut powinniście dotrzeć do kolejnej krzyżówki. W tym miejscu żegnamy się z żółtą barwą i przez niemal 2 km maszerujemy według wskazań niebieskich malunków.

Nagle na naszym turystycznym trakcie niespodziewanie wyrasta potoczek. Przy przechodzeniu przez niego warto być uważnym, gdyż jeden fałszywy ruch może skończyć się przemoczeniem obuwia. Tym razem obyło się bez ofiar. 🙂

Po przebrnięciu przez urozmaicający marsz ciek wodny nasza trasa zaczyna biec wzdłuż słupów elektrycznych, z pewnością doprowadzających prąd do zostawionej już daleko za plecami turystycznej chatki.

Trzeba przyznać, że minęło już kilka dobrych godzin odkąd ostatni raz mieliśmy okazję przemierzać polne otchłanie.

Teraz znów możemy nacieszyć się klimatem łąki, który nabiera dodatkowych rumieńców dzięki świetnym krajobrazom pojawiającym się po naszej lewej stronie.

Przy takich okolicznościach przyrody nie sposób dopuścić do świadomości tlące się gdzieś z tyłu głowy oznaki zmęczenia.

Prawa strona nie chce pozostać dłużna i również zaskakuje nas małymi niespodziankami – jak np. ten fotogeniczny domek.

W miejscu widocznym na powyższym zdjęciu prostopadle do naszego szlaku poprowadzono żółty trakt. W tym momencie nie ma on dla nas znaczenia. Ale gdybyście nie mieli już kompletnie sił, można zejść nim do Stříbrnic. Odradzam jednak taki manewr, gdyż jesteśmy już bardzo blisko kolejnej dużej atrakcji naszej wycieczki.

Lecz wszystko po kolei. Od powyższego przecięcia szlaków pod naszymi stopami rozpościera się asfalt. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że taka nawierzchnia pojawi się jeszcze przed dojściem do głównej drogi obok parkingu. Na szczęście ruch samochodowy jest tu raczej znikomy. Jest też gorsza informacja – asfalt prowadzi pod stosunkowo ostrą (jak na ten etap wędrówki) górę.

Kiedy na horyzoncie zamigocze taki kierunkowskaz. To znak, że należy po raz kolejny dokonać zmiany koloru szlak (wiem, że jest ich sporo, ale właśnie dlatego staram się opisać je z jak największą starannością.

Naszym przewodnikiem będzie teraz zielona barwa. Zaczynamy podążać dokładnie w tym samym kierunku, co ludzie z powyższego zdjęcia.

Robi się coraz bardziej krajobrazowo.

To dobry znak, bo do następnej atrakcji – wieży widokowej Štvanice został nam niecały kilometr.

Na 250 metrów przed dotarciem do celu należy jeszcze odbić z zielonego szlaku na żółty.

Chwilę później docieramy pod wieżę, która być może przypomni Wam Wasz stary filtr od pralki. 😄

Bez dwóch zdań to bardzo oryginalna budowla, z daleka wyglądająca na stricte metalową konstrukcję. Kiedy jednak znajdziemy się już przy niej, okazuje się, że bardzo dużo jej elementów wykonanych jest z drewna.

Nie jest to jedyny zaskakujący turystę fakt.

I tak na przykład taras widokowy, na który prowadzą kręte drewniane schody, postanowiono zabezpieczyć szklaną szybą. Może i jest dzięki temu bezpieczniej i przytulniej (do dyspozycji mamy tu wielkie poducho-pufy), ale podziwianie widoków jest zdecydowanie mniej komfortowe.

Śmiem twierdzić, że lepiej robić to już podczas samego wchodzenia na górę.

Więcej zdjęć i informacji o samej wieży widokowej znajdziecie w TYM WPISIE.

Co ciekawe u stóp budowli znajduje się miejsce do odpoczynku z ogólnodostępną literaturą (oczywiście w języku czeskim). Co jeszcze bardziej intrygujące turyści mogą kupić sobie tu piwo z automatu. Niestety dotyczy to tylko Czechów, gdyż system musi zweryfikować občanský průkaz, czyli odpowiednik naszego dowodu osobistego. Polacy mogą zadowolić się co najwyżej bezalkoholowym napojem owocowym. Ale i tak jest to przykuwające uwagę rozwiązanie.

W okolicy rozhledny Štvanice odnajdziemy multum tras rowerowych i narciarskich. Dokładne ich położenie możemy wystudiować z powyższej podświetlanej mapy.

Jeśli zatem jesteście aktywnymi osobami, ten region to dla Was mały raj na ziemi.

Po bardzo interesującej wizycie na wieży widokowej i przerwie na posiłek ruszamy w dalszą drogę – powoli kierując się w stronę parkingu.

Wracamy na krzyżówkę znajdującą się nieopodal wieży i podążamy zielonym szlakiem w stronę, którą pokazuje nam strzałka drugiego kierunkowskazu .

Jeśli wydawało Wam się, że to koniec atrakcji na dziś, byliście w niemałym błędzie. Pomijając same fantastycznie prezentujące się w jesiennym słońcu krajobrazy, przy drodze odnaleźć możemy np. bunkry.

W sąsiedztwie szlaku biegnie też ścieżka dla rowerów. Jest to jednak trasa dla miłośników mocnych wrażeń, więc miejskich dwukołowców tutaj nie uświadczycie, ale przy odrobinie szczęścia może trafić się Wam przejazd śmiałka na MTB.

Kolejna krzyżówka może zasiać w Was wątpliwości, dlatego podpowiem że należy kierować się tu w stronę zbiegu dróg o nazwie “U tří cest”. Co ciekawe oprócz zielonego szlaku pojawia się tu ponownie żółte oznaczenie. Jest to o tyle dziwne, że nie znajdziecie go na mapie turystycznej. Wydaję mi się, że trasa ta została utworzona stosunkowo niedawno. Wskazywać na to może m. in. mijany przez nas nieco później stojący na poboczu spychacz.

Zanim ruszycie w kierunku wspomnianego skrzyżowania, warto jeszcze skorzystać z huśtawki, którą na pewno zauważycie w pobliżu szlaku.

Po pokonaniu 300 metrów meldujemy się U tří cest” . Dalej podążamy za jedynie żółtymi oznaczeniami (nie żółtymi i zielonymi!).

Warto nacieszyć oczy pięknym jesiennym popołudniem, bo już niedługo nasza wycieczka dobiegnie końca.

W dole widać już ośrodek narciarski i parking. Miłośnikom fauny z pewnością spodobają się też malutkie punkciki na jednej z łąk – to całkiem liczne stadko krów korzystających ze świeżego górskiego powietrza.

Na parkingu meldujemy się o godzinie 15:00. Przejście całej trasy (włącznie z przerwami na posiłki, dronowanie, robienie zdjęć i podziwianie widoków) zajęło nam zatem w zasadzie równe siedem godzin. Pamiętajcie jednak, że każdy pokonuje kolejne metry szlaku w innym tempie, a nasze jest trochę szybsze od średniego czasu, który podawany jest na drogowskazach.

Jeśli zatem chcielibyście powtórzyć tą wędrówkę jeszcze w tym roku, weźcie pod uwagę że dzień staje się coraz krótszy, i jeśli nie zameldujecie się w Stříbrnicach o wschodzie słońce, może okazać się że do auta dotrzecie już po zmroku. A w takim wypadku na pewno warto mieć w plecaku czołówkę.

Udanego wędrowania! 😉

Jeden komentarz do “Trasa “Śnieżnik od czeskiej strony (ze słonikiem i dodatkową wieżą w bonusie)”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *