Ślęża

Ślęża – najwyższy szczyt Przedgóza Sudeckiego – to miejsce umieścilibyśmy w czubie rankingu wzniesień, na które wdrapywaliśmy się do tej pory najczęściej.

Mimo tego, mnogość dróg prowadzących na świętą górę Słowian, powoduje że Masyw Ślęży ma jeszcze przed nami co najmniej kilka tajemnic, które zapewne będziemy stopniowo odkrywać w przyszłości.

Nasz wypad rozpoczęliśmy tym razem jednak dość sztampowo, bo w Sobótce.

Samochód zostawiliśmy w okolicach miejscowego kościoła (na terenie całej miejscowości nie brakuje darmowych miejsc parkingowych, więc opcji w tym zakresie jest wiele).

Po pokonaniu krótkiego miejskiego odcinka, skierowaliśmy nasze kroki w stronę Gozdnicy i dalej na Przełęcz pod Wieżycą.

W tym drugim miejscu czekało na nas kilka ciekawych akcentów – funkcjonujący tu Dom Turysty, kilka kolorowych murali czy artystyczna interpretacja całego Masywu Ślęży.

To tutaj również trasa zaprosiła nas do podążania w stronę bardzo zacnego podejścia żółtym szlakiem na Wieżycę.

Dla nas takie wędrówki, to sama przyjemność, ale mniej wprawieni piechurzy mogą znacząco odczuć wzrastającą na tym odcinku wartość tętna.

Na mierzącym 414 m n.p.m. wzniesieniu, jakim jest Wieżyca, odnajdziecie niezwykle charakterystyczną budowlę, przypominającą nieco orientalne świątynie z Kambodży. Mowa oczywiście o wieży postawionej tu na część Bismarcka, spełniającej obecnie (sezonowo) funkcję widokową.

Podczas naszej wizyty mieliśmy sporo szczęścia, gdyż w teorii na taras widokowy konstrukcji można było wchodzić od godziny 10, a my mimo dotarcia na szczyt kilkanaście minut wcześniej, zastaliśmy otwarte drzwi. Warto w tym miejscu dodać, że w sezonie budowla udostępniana jest turystom odpłatnie w weekendy w godzinach 10-16 (gdy aura sprzyja podziwianiu widoków).

Przejrzystość powietrza tego dnia była kapitalna. Z monumentalnej konstrukcji dostrzegliśmy zatem bez najmniejszego problemu zabudowania Sobótki i Wrocławia, Zalew Mietkowski, szczyt Ślęży, Góry Wałbrzyskie, a nawet Śnieżkę. Coś pięknego!

Po opuszczeniu tarasu widokowego wieży, przyszła kolej na zejście z samej Wieżycy.

Druga strona góry okazała się również dość pochyła, jednak nie dorównywała pod tym względem fragmentowi, którym wcześniej podchodziliśmy.

Dalsza droga w stronę wierzchołka Ślęży nie należała do najbardziej spektakularnych. Szlak wiódł jednostanie w górę przez las.

Z ciekawszych akcentów tej części wędrówki można wymienić dwie rzeźby kultowe, które napotkaliśmy przy czerwonym szlaku. Mowa o pannie z rybą i niedźwiedziu – zamkniętych (mamy nadzieję, że nie za karę) za kratami. 🙂

Pierwszym celem, jaki obraliśmy po dotarciu na szczyt, była oczywiście wizyta na ślężańskiej wieży widokowej.

Jej ciasne, drabiniaste wejścia przeszły już chyba do legendy. Warto jednak wciągnąć brzuch (ewentualnie ściągnąć plecak) i wspiąć się na najwyższy taras widokowy, gdzie czekają na Was wyśmienite krajobrazy.

Tak jak zanaczaliśmy wcześniej, przejrzystość powietrza w dniu naszej wycieczki była pierwszorzędna, dlatego z pełnym zadowoleniem mogliśmy podziwiać bliższe i dalsze dolnośląskie pejzaże.

Warto wspomnieć, że na Ślęży widoki można podziwiać również z wieży mieszczącego się na szczycie kościoła. Kupno wejściówki – cegiełki uprawnia nas także do zobaczenia podziemi budowli, które jednak nie są wybitnie spektakularne.

Obowiązkowo musicie także rozgościć się na głównej części szczytu. Można tam np. zrobić sobie zdjęcie ze słynnym kamiennym niedźwiadkiem, posilić się w schronisku czy przybić pieczątkę.

Należy w tym miejscu dodać, że od października 2025 na Ślęży nie można rozpalać już ognisk. Nie zastosowanie się do zakazu Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska grozi otrzymaniem mandatu.

My tym razem jedynie posililiśmy się przed dalszą drogą, nadrabiając spalone kalorie. 🙂

Po kilkudziesięciu minutach spędzonych na szczycie, przyszedł czas na powrót.

I oczywiście moglibyśmy wrócić do auta „po własnych śladach”, ale po co, skoro kierując się w jego stronę można zahaczyć jeszcze o przynajmniej jedno atrakcyjne pod względem krajobrazowym miejsce. 🙂

Wróciliśmy zatem w okolice wieży widokowej i rozpoczęliśmy schodzenie według wskazań niebieskiego szlaku – jednego z naszych ulubionych traktów przebiegających przez Masyw Ślęży. Jego pokonywanie zapewnia doznania zarezerwowane zazwyczaj dla ścieżek w zdecydowanie wyższych górach. Momentami można poczuć się tu nawet jak w Tatrach. O urokach tego szlaku pisaliśmy TUTAJ.

Jeśli przeklikniecie w powyższy odnośnik, otworzy Wam się wpis, w którym wspominamy również o kolejnym celu naszej wędrówki – o Skalnych Capkach.

Aby dotrzeć do tego punktu widokowego ulokowanego na skałach, należy w odpowiednim momencie odbić ze wspomnianego wyżej niebieskiego szlaku na ścieżkę przyrodniczą oznaczoną białymi kwadratami z zieloną ukośną kreską.

Jak widać na powyższych zdjęciach – naprawdę warto tam zawitać.

Po ostrym zejściu po kamiennych stopniach, dalsza droga przebiegała po stosunkowo płaskim terenie.

Mijając m. in. Żródło Słowian, zaczęliśmy kierować się w stronę Sobótki, co było dość monotonnym zajęciem.

Czarny szlak, którym głównie podążaliśmy dość długo nie wyróżniał się niczym specjalnym. Odbijając z niego czekało na nas jeszcze jedno solidniejsze podejście na Przełęcz Dębową.

Kawałek dalej odnaleźliśmy ścieżkę oznaczoną czerwoną i niebieską barwą – sprowadziła nas ona do Sobótki, pozwalając zapisać na kartach historii kolejny udany wypad w ramach zdobywania Korony Gór Dolnego Śląska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *