Aż dziw, że do tej pory na mojej stronie nie pojawił się opis choćby jednego wariantu wejścia na Ślężę. Ta charakterystyczna i tajemnicza góra z racji stosunkowo bliskiego położenia od Wrocławia bywa częstym gospodarzem moich wycieczek. Przekonać się o tym możecie m. in. oglądając galerię “4 pory roku”, która poświęcona jest świętej górze Słowian.
poziom trasy: wyzwanie
Trasa, którą za chwilę tu opiszę to moim skromnym zdaniem jeden z najciekawszych sposobów dostania się na szczyt. Przebieg szlaku w tym wariancie pozwala bowiem poczuć się jak w zdecydowanie wyższych górach i dodatkowo w pewnym momencie stanąć vis a vis naszej destynacji. Z racji swojego charakteru raczej nie jest to propozycja dla osób ze słabą kondycją lub/i posiadających małe dzieci.
Zacznijmy jednak tradycyjnie, czyli od wyznaczenia punktu startowego. Tym razem będzie nim położona około 10 km od centrum Sobótki Przełęcz Tąpadła.
Odnajdziecie tu mieszczący kilkadziesiąt samochodów parking, który w weekendy zapełnia się dość szybko. Dlatego wybierając się na Ślężę w sobotę lub niedzielę, warto zjawić się na Przełęczy Tąpadła jak najwcześniej.
Po zaparkowaniu samochodu dobrze byłoby wybrać kolor szlaku, który poprowadzi nas na mierzące 718 m n.p.m. wzniesienie. Do dyspozycji mamy dwie możliwości: żółty (dość łatwy – idealny na rodzinną weekendową wycieczkę) oraz niebieski (zdecydowanie trudniejszy – doskonały dla osób lubiących w górach się zmęczyć, a do tego nieco wymagający pod względem technicznym) .
Propozycja mojej dzisiejszej trasy jest połączeniem obu powyższych wariantów. Na górę wejdziemy według niebieskich oznaczeń (z małym odbiciem na teren zespołu przyrodniczo-krajobrazowego “Skalna”), a przy powrocie na parking towarzyszyć będą nam już żółte malunki.
Startujemy!
Przez króciutki odcinek wyznacznikiem naszej wędrówki są aż cztery kolory: czarny (który najszybciej się z nami pożegna), żółty (ten nas na razie nie będzie interesował) oraz zielony i niebieski (te dwa musimy uważnie śledzić).
Na powyższym skrzyżowaniu (około 250 m od parkingu) należy odbić w lewo.
Możecie być porządnie zaskoczeni, gdy po chwili trasa zacznie prowadzić delikatnie w dół. Nie martwcie się jednak, nie pomyliliście drogi. 🙂
Nasza ścieżka jest szeroka, idzie się nią komfortowo, i uwierzcie mi – na pewno jest tu zdecydowanie mniejszy ruch niż na żółtym szlaku wiodącym na szczyt.
Po około 25 minutach od startu niebieski szlak odłącza się od zielonego, skręcając w prawo. My jednak dalej idziemy prosto – według wskazań zielonych malunków.
Po chwili po lewej stronie zza drzew zaczynają prześwitywać całkiem ładne panoramy.
Kiedy docieramy do powyższej tablicy, jest to sygnał, że już za momencik przyjemny spacerek zamieni się w pięcie się po prawdziwej górskiej ścianie, która oprócz sporej pochyłości będzie obfitować w liczne głazy.
Właśnie w tym miejscu należy odbić w prawo.
Na rosnącym przy skręcie drzewie odnajdziemy zieloną kropkę z białą otoczką oznaczającą początek ścieżki dydaktycznej, która zaprowadzi nas na Skalne Capki – świetny punkt widokowy umiejscowiony na skałach.
Zanim jednak do niego dotrzemy będziemy musieli wylać trochę potu – na odcinku 300 m czeka nas bowiem pokonanie niemal 100 m przewyższenia.
Na osłodę pozostają okoliczności przyrody, w towarzystwie których dane jest nam mierzyć z wymagającym (chwilami nachylenie sięga nawet 49 %) wzniesieniem.
Kiedy dotrzecie już do skałek, warto zrobić sobie małą przerwę. Pamiętajcie jednak o zachowaniu rozsądku. Na Skalnych Capkach nie ma bowiem żadnych zabezpieczeń.
Miejsce to można określić jako przedsmak widoków, jakie czekają na nas na wieży widokowej na Ślęży.
Przy sprzyjającej aurze jak na dłoni prezentują się tu Wzgórza Kiełczyńskie, Góry Sowie czy Góry Kamienne.
Dodatkowo jeszcze w zeszłym roku na jednej ze skał można było odnaleźć ceramiczną płaskorzeźbę Maryi z dzieciątkiem. Obecnie na Skalnych Capkach ostała się jedynie (nieco schowana przed wzrokiem turystów) druga, metalowa madonna.
Być może krótka modlitwa przyda Wam się podczas szukania dalszej drogi na szczyt. Nie ukrywam, że nawet wyposażony w mapę miałem z tym niemały problem.
Jeśli stwierdzicie, że już pora kontynuować wędrówkę, mniej więcej na przeciwko skał, z których podziwialiście widoki odnajdziecie ledwie widoczną ścieżkę. To właśnie nią należy pójść dalej. Naszym wiodący oznaczeniem jest nadal kolor zielony.
Przez najbliższe 10 minut droga wije się niczym wąż.
Na tym fragmencie przy szlaku pojawia się m. in. tukan-drzewo. 🙂
Nie jest on jednak niebezpieczny, w przeciwieństwie do pułapki, jaką zastawił na turystów ktoś, kto znakował szlak. Mianowicie, w miejscu gdzie ścieżka z zielonym oznaczeniem (ta którą podążaliśmy przez ostatnie minuty) ponownie spotyka się z niebieskim szlakiem możemy w łatwy sposób przeoczyć skręt w lewo, a jest to o tyle istotne, że to właściwy kierunek dalszego marszu w stronę szczytu Ślęży.
W punkcie uchwyconym na powyższym zdjęciu możemy podążyć niebieskim szlakiem w dwie strony! Intuicja pewnie kazałaby nam iść dalej prosto, po naturalnych, kamiennych schodkach. Tymczasem niewidoczne dla naszych oczu oznaczenie skrętu znajduje się na drzewie które wskazuje niebieska strzałka. Po prostu, ktoś chyba nie przewidział, że można pojawić się na tym skrzyżowaniu z kilku kierunków.
Jeśli zatem dotrzecie do wspomnianych schodków i pierwszych ponownych niebieskich oznaczeń, spójrzcie za siebie. Strzałka na wzmiankowanym drzewie wskaże Wam dobrą drogę.
Trochę to skomplikowane, ale na pewno powyższe wskazówki zaoszczędzą Wam niepotrzebnych minut błądzenia i nerwów.
Na szczęście dalej oznakowanie nie nastręcza już takich problemów (trzymajcie się niebieskiego koloru, a ostatecznie zameldujecie się na świętej górze Słowian 🙂 ).
Do dłuższym czasie spędzonym w ścisłym towarzystwie drzew, nasza trasa stopniowo zaczyna otwierać przed nami większe przestrzenie.
Kulminacyjnym punktem tego fragmentu jest dotarcie do powyższego skrzyżowania (1 oznaczyłem ścieżkę którą na nie wchodzimy, a niebieską strzałką kierunek dalszego marszu).
Po chwili mijamy takie oto źródełko.
I kiedy wydaje się, że harmonia na dobre wkracza w nasze turystyczne życie, szlak raptownie “nabiera rumieńców”.
Myślę, że nie przeoczycie wyraźnego skrętu w prawo i solidnej góry, jaka nagle przed nami wyrasta. To tutaj tak naprawdę rozpoczyna się kolejny ciekawy fragment dzisiejszej wycieczki. Wejście w okolice tzw. Skalnej Perci.
Teren od teraz bez pardonu prezentuje swój ostry charakter.
Pojawiające się pod nogami głazy sprawiają, że trzeba zwrócić większą uwagę na to, jak stawiamy stopy (zwłaszcza gdy komuś wpadnie do głowy pomysł, by pokonywać trasę biegiem).
Po wdrapaniu się na wzmiankowaną górę, przez moment ścieżka znów się wypłaszcza. Jeśli po podejściu potrzebujecie złapać oddech, śmiało zróbcie to właśnie teraz.
Zwłaszcza, że okoliczności przyrody zdecydowanie zachęcają do zatrzymania się choćby na sekundę.
Sielanka kończy się jednak dość szybko, bo po 200 metrach marszu “ścieżką pod skałkami” ponownie odbijamy w prawo, by kolejny raz zmierzyć się z porządnym nachyleniem terenu.
Mimo iż może nie być tu wybitne łatwo, warto docenić elementy terenu, w jakim dane jest nam się poruszać. Spore wrażenie na turyście z pewnością ponownie zrobią utworzone z nieprzetworzonych w żaden sposób kamieni schody, które są częścią naszego górskiego traktu.
Szlak ponownie zabiera nas na lawirowanie między skałkami, zmuszając turystę do wypatrywania kolejnych oznaczeń.
Nie będę ukrywał, że kiedy pierwszy raz znalazłem się na tym fragmencie podejścia na Ślężę, popadłem w prawdziwy zachwyt. Fragmentami ścieżka wydawała się bowiem jak żywcem wyjęta z tatrzańskiego krajobrazu. Klimat i poziom trudności – pierwsza klasa.
Pojawiają się też widoczki.
Po około godzinie i czterdziestu minutach docieramy do wyjątkowego punktu na mapie naszej dzisiejszej wycieczki. Znajdujemy się teraz na wzniesieniu, które pozwala nam stanąć w zasadzie na przeciwko najbardziej charakterystycznych punktów znajdujących się na Ślęży.
Przed naszymi oczami rozpościera się teraz piękny widok, na który składają się m. in. mieszczące się na szczycie: wieża widokowa, Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny oraz charakterystyczny maszt antenowy.
Krajobraz, choć piękny, wydaje się być dość odległy. Właśnie dlatego pora ruszać w dalszą drogę.
Czeka nas teraz nie najłatwiejsze zejście po ścieżce wytyczonej wśród skał. Warto zachować w tym miejscu ostrożność.
Krótki, nieco bardziej wymagający odcinek wprowadza nas do całkiem innej rzeczywistości.
Przepełniony głazami pochyły teren zamieniamy na prosty fragment prowadzący przez las.
Po chwili wędrówki w nieco mrocznych warunkach wyrasta przed nami ostatnie wyzwanie w drodze na wieżę widokową.
Kamienne schody rozpościerające się teraz pod naszymi stopami mogą okazać się solidnym testem dla naszej kondycji. Warto jednak jeszcze raz pozwolić tętnu na mały skok, gdyż do szczytu jest już dosłownie kawałeczek.
Zaskakujące, jak szybko zredukowaliśmy odległość jaka jeszcze chwilę temu dzieliła nas od Ślęży.
Niewątpliwą zaletą opisywanej tu dziś trasy z punktu widzenia miłośnika miejsc widokowych jest fakt, że na świętą górę Słowian docieramy w tym wypadku od strony wieży widokowej. Wydaje mi się, że przez brak jakichkolwiek oznaczeń w przeszłości wielu turystów zdobywających Ślężę innym szlakiem nawet nie zdawało sobie sprawy z istnienia tej konstrukcji.
Od jakiegoś czasu w centralnym miejscu rozległego szczytu znajdziemy już tabliczkę informującą, w którą stronę podążać, aby dostać się na budowlę widokową.
Zostańmy już przy temacie samej wieży. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to miejsce przyjazne bardziej korpulentnym osobom.
Bardzo wąskie wejścia na poszczególne piętra konstrukcji powodują, że (nawet dla mniej przysadzistych osób) wdrapanie się po drabinkach z plecakiem może okazać się nie lada wyzwaniem.
Nie polecam również wchodzenia na górę rodzinom z małymi dziećmi. Nie jest to bowiem wieża z komfortowymi schodami. Wręcz przeciwnie – mamy tu do czynienia z pionowymi drabinkami, które mogą nastręczyć problemów nawet dorosłym .
Przy zachowaniu odpowiedniej ostrożności docieramy na najwyższy taras widokowy, z którego możemy komfortowo podziwiać krajobrazy. Akurat w przypadku wieży na Ślęży mamy do czynienia z widokami typu 360 stopni. Warto więc przyjrzeć się poszczególnym elementom krajobrazu i spróbować rozpoznać dane wzniesienia.
Przy sprzyjającej aurze naszym oczom ukażą się m. in. Góry Wałbrzyskie (z Chełmcem na czele), Karkonosze, zabudowania Wrocławia czy Zalew Mietkowski.
TUTAJ znajdziecie więcej zdjęć i informacji o konstrukcji, z której wykonałem powyższe fotografie.
Poniżej zaś czeka na Was filmik z drona z ujęciami nagranymi przeze mnie w pewien lipcowy dzień. 🙂
Warto także wspomnieć, że odwiedzając Ślężę, widoki można również podziwiać z wieży mieszczącego się na szczycie kościoła. Kupno wejściówki – cegiełki uprawnia nas także do zobaczenia podziemi budowli, które jednak (przynajmniej na mnie) nie zrobiły większego wrażenia.
Po zejściu z wieży koniecznie udajcie się na główną część szczytu. Można tam np. zrobić sobie zdjęcie ze słynnym kamiennym niedźwiadkiem, posilić się w schronisku, rozpalić ognisko czy przybić pieczątkę.
Powrót na parking najlepiej zaplanować według żółtych oznaczeń. Trasa stopniowo sprowadza nas wtedy w dół. Pamiętajcie tylko, żeby schodzić ze szczytu w dobrą stronę, bo żółte oznaczenia prowadzą także w innym kierunku – do Sobótki. Ten szlak warto odwiedzić innym razem, choćby dlatego, że tuż przy nim mieści się jeszcze jedna wieża widokowa – na Wieżycy.
Bardzo dziękuję za propozycję trasy i szczegółowe informacje praktyczne.
Dzisiaj właśnie dokładnie tak poszłam, jak Pan sugerował. Fantastyczna trasa, piękne formacje skalne no i widoki ! Ludzi mało 🙂
Cieszę się, że trasa się podobała i udało się nie zgubić. 😉 Pozdrawiam serdecznie!