Waligóra 936 m n.p.m. – Góry Kamienne

Celem naszej trzeciej wyprawy w ramach realizacji projektu Korona Gór Dolnego Śląska była Waligóra.

Tym razem plan na zdobycie najwyższego wzniesienia Gór Kamiennych był prosty – start spod Andrzejówki i realizacja pętelki, która udowodni, że dopisanie wspomnianego szczytu do listy swoich zdobyczy wcale nie musi oznaczać braku widokowej satysfakcji.

Po wyruszeniu z parkingu przy schronisku Andrzejówka (w weekendy koniecznie przyjedźcie tu wcześnie rano), na dzień dobry zmierzyliśmy się z jednym z tych podejść, którymi rodzice straszą niegrzeczne dzieci w tej części Sudetów – pochyłą ścianą na żółtym szlaku.

I owszem można się tu zmęczyć, jednak jeśli pokonywaliście już trasy w Górach Suchych i/lub macie na swoim koncie sporo górskich doświadczeń, słynne wdrapywanie się na Waligórę bardziej niż przerażenie, będzie wywoływało w Was radość.

Sądzimy jednak, że do tego wpisu dotrą osoby o różnym stopniu doświadczenia, dlatego jeśli planujecie sprawdzić, jakie emocje wywoła u Was to podejście, nie zapomnijcie o odpowiednich butach (a w zimie dodatkowo o raczkach).

Po dotarciu na Waligórę, wykonaliśmy kilka pamiątkowych zdjęć przy charakterystycznym słupku, przypominającym nagrobek. Być może jest on pamiątką wszystkich osób, które nieświadome stromizny góry straciły nadzieję na udany atak szczytowy. 😉

Kawałek za szczytem odnajdziecie odbicie w lewo – w stronę ruin dawnej owczarni, wzniesionej w pobliżu nieistniejącego już pałacyku myśliwskiego rodu Hochbergów.

Jeszcze jakiś czas temu, aby tam trafić, trzeba było mieć trochę pojęcia o okolicy i dodatkowo zachować czujność, aby odbić z głównego szlaku w odpowiednim miejscu. Obecnie, dzięki Panu Arturowi (który stworzył i umieścił na tych terenach wiele tabliczek z nazwami szczytów), właściwy kierunek marszu wskazuje drewniany drogowskaz.

Po dotarciu do celu warto przez chwilę nasycić oczy widokami, wśród których największe wrażenie robią Góry Sowie.

Więcej o tym interesującym miejscu przeczytacie w TYM WPISIE.

Spod ruin owczarni skierowaliśmy się w stronę Przełęczy pod Szpiczakiem.

Stracone szybko metry wysokości już po chwili musieliśmy nadrobić podchodząc w stronę szczytu o nazwie Ruprechticki Szpiczak.

Nachylenie terenu przy podejściu na wspomnianą górę, zwłaszcza w jego końcowej fazie wcale nie ustępuje temu ze zbocza Waligóry. Ale właśnie za to można pokochać lub znienawidzić Góry Suche. Nam zdecydowanie bliżej do tego pierwszego procesu.

Ruprechticki Szpiczak to wzniesienie, na które można wdrapać się z kilku stron. Wyniosłość góry powoduje, że żadna z opcji nie zalicza się do kategorii „bułka z masłem”. Warto jednak podjąć wyzwanie, gdyż tutejsza wieża widokowa, mimo iż nie wygląda na solidną konstrukcję, oferuje fenomenalne widoki.

Od drugiej połowy 2024 roku na szczycie odnajdziemy również inną atrakcję, dzięki której ponownie możemy poczuć się jak dzieci. Skromna, ale jakże przydatna huśtawka, to element który zachwyci nie tylko najmłodszych.

Zbliżająca się w naszą stronę burza spowodowała, że powrót pod Andrzejówkę trzeba było nieco przyspieszyć.

Na szczęście według planu udało się jeszcze zahaczyć o punkt widokowy na czarnym szlaku. Szybki krok tym razem się opłacił – prawdziwa ulewa dopadła nas dopiero w momencie dotarcia na parking. I tak oto zakończyła się nasza kolejna wędrówka w drodze po Koronę Gór Dolnego Śląska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *