Na początku tego wpisu muszę się Wam przyznać, że po pierwszą książkę w karierze Sławka Gortycha sięgnąłem stosunkowo późno (biorąc pod uwagę czas od jej premiery). Zaangażowanie w kreowanie niniejszego portalu niejako wyparło w ostatnim czasie moje nowe doświadczenia czytelnicze. W przeszłości pochłonąłem jednak sporo “powieści z dreszczykiem”, więc bardzo się cieszę, że w końcu w moje ręce trafiło kolejne dzieło tego typu, i to jeszcze z akcją osadzoną w dolnośląskich górach.
Zapewne część z Was miała już okazję zetknąć się z braną dziś na tapet powieścią, ale być może nie wszyscy zagłębili się w jej świat od A do Z.
Otóż, w wielkim skrócie: powieść “Schronisko, które przestało istnieć” opowiada historię młodego stomatologa Maksymiliana, który po tragicznej śmierci swojego wuja udaje się w Karkonosze, a dokładniej do Schroniska nad Śnieżnymi Kotłami, którego właścicielem był właśnie jego krewny. Uciekając przed własnymi problemami Maksymilian nieoczekiwanie trafia z deszczu pod rynnę. Albowiem w górach, w których chciał odzyskać spokój dzieją się dziwne rzeczy, zmuszające bohatera do nabrania podejrzeń co do charakteru śmierci wuja Artura. Wobec mnożących się podejrzanych zdarzeń chłopak postanawia przeprowadzić własne śledztwo, które wplątuje go w sam środek niebezpiecznej intrygi kogoś podającego się za Ducha Gór.
Debiut Gortycha z pewnością przypadnie do gustu fanom powieści Cobena. W “Schronisku…” podobnie jak w większości książek Amerykanina wydarzenia z przeszłości mają bowiem niebagatelny wpływ na sytuację, w jakiej znajdzie się główny bohater. A tajemnice, zarówno te rodzinne, jak i związane z miejscem akcji są niejako kołem napędowym następujących po sobie wydarzeń.
Muszę przyznać, że powieść Gortycha czytało mi się naprawdę dobrze. Kolejne strony były przeze mnie pochłaniane dość szybko i z pozoru niemała ich ilość ( około 360) absolutnie mnie nie znużyła. Być może przyzwyczajony do dość dosadnych książek Nesbø czy Mastertona czasami miałem wrażenie, że brakuje mi tu nieco intensywności (czy to w fragmentach opisujących konfrontację oponentów czy tych przedstawiających miłosne uniesienia). Rozumiem jednak, że przy debiucie autor mógł nie mieć ochoty stawiać tych kwestii (w przenośni i dosłownie) na ostrzu noża. Obecnie czytam drugą część karkonoskiej serii kryminalnej Gortycha i już po kilkunastu stronach mogę z całą stanowczością stwierdzić, że wyrazistość niektórych scen zdecydowanie bardziej trafia w moje czytelnicze upodobania.
Jeśli chodzi o “Schronisko, które przestało istnieć”, na pewno sięgnąć po nie muszą wszyscy czytający wielbiciele Karkonoszy. Każda kolejna kartka przesiąknięta jest tu bowiem lokalną, górską atmosferą i to definitywnie jeden z największych atutów debiutu Gortycha. Czytelnik czuje, że autor dzięki swoim zainteresowaniom z mistrzowskim wyważeniem wplata w fikcyjną fabułę elementy prawdziwych historii, których ślady w rejonie najwyższego pasma górskiego Sudetów odnajdziemy niemal na każdym kroku. Dopełnieniem tego dualizmu światów są jeszcze legendy, które skupiają się w powieści głównie wokół wspomnianej już przeze mnie postaci Ducha Gór.
Warto również wspomnieć o tym, że autor w posłowiu szczegółowo wyjaśnia, które elementy przedstawione w książce są odwzorowaniem rzeczywistości, a które należy zaliczyć to fikcji literackiej. To bardzo przydatne rozwiązanie, które pozwala w klarowny sposób spojrzeć wstecz, na treść przeczytanej właśnie powieści.
Podsumowując, jeśli uwielbiacie klimat gór lub dzieła literackie o lekko kryminalnym zabarwieniu, w których tajemnice przeszłości pukają do bram teraźniejszości, koniecznie sięgnijcie po “Schronisko, które przestało istnieć”. Na pewno nie będzie to zmarnowany czas!
PS Z pewnością za jakiś czas pojawi się u mnie recenzja drugiej książki w karierze Gortycha, pt. “Schronisko, które przetrwało”.