Orlica – dziesiąty szczyt do Korony Gór Dolnego Śląska

Jesień chyba już na dobre zadomowiła się na naszych dolnośląskich terenach. Widać to po obecnych warunkach atmosferycznych.

Ostatni weekend września sprzyjał jednak pieszym wędrówkom i zdobywaniu kolejnych podróżniczych celów.

My – podobnie jak wspomniana jesień w naszym kraju – na dobre zaznajomiliśmy się już z projektem Korona Gór Dolnego Śląska i wzmiankowany powyżej weekend postanowiliśmy wykorzystać na wspólne zdobycie dziesiątego już, zaliczanego do tej klasyfikacji szczytu.

Wybór padł na najwyższe wzniesienie Gór Orlickich – Orlicę, przez naszych południowych sąsiadów zwaną Vrchmezí. Miejsce to jest atrakcyjne nie tylko dla osób lubiących piesze wędrówki, ale również dla miłośników historii.

Dziś jednak zostawiamy historię nieco na uboczu, chcąc skupić się na trasie i naszych odczuciach z jej pokonania.

„Orlicką przygodę” rozpoczęliśmy w miejscowości Zielone Ludowe, parkując niemal przy samej drewnianej kładce, prowadzącej do ruin zamku Homole, które zdecydowanie warto odwiedzić.

Mimo, że z samej warowni nie pozostało już wiele, w powietrzu można poczuć tu klimat odległych czasów.

Po odwiedzeniu ruin ruszyliśmy dalej w stronę drogi krajowej numer 8. Po jej przekroczeniu, weszliśmy na żółty szlak, którego pokonywanie przybliżało nas do kolejnego celu naszego wypadu – wieży widokowej Feistův kopec.

Zanim jednak tam dotarliśmy, musieliśmy pokonać fragment asflatowej drogi biegnącej w pobliżu Ośrodka Szkolenia Piechoty Górskiej „Jodła”, a później odbić jeszcze na czarny szlak, prowadzący w okolice Pańskiej Góry. Z jej zbocza doskonale było widać już wieżę znajdującą się na terytorium naszych sąsiadów.

Przejrzystość powietrza jak na godziny poranne była naprawdę przyzwoita, więc po dotarciu na Feistův kopec mogliśmy podziwiać świetne krajobrazy, m. in. Góry Stołowe oraz główny cel naszej eskapady – Orlicę.

Przy wyjątkowo dobrych warunkach pogodowych, z wieży można dostrzec nawet Śnieżkę.

Nam udało się zaobserwować Karkonosze dopiero kilkadziesiąt minut później, kiedy podchodziliśmy już w kierunku najwyższego szczytu Gór Orlickich, stromo pnącym się w górę czerwonym szlakiem. Początkowo wiódł on przez bardzo malowniczą łąkę, której położenie umożliwiające podziwianie widoków i rozległość same przywołały uśmiech na twarz.

Dalej szlak wprowadził nas do lasu, gdzie (zwłaszcza na końcowym odcinku) pokazał pazurki.

Po około godzinie ostrego pięcia się w górę dotarliśmy ostatecznie do naszego miejsca docelowego i po raz dziesiąty stanęliśmy razem na szczycie z listy Korony Gór Dolnego Śląska.

Nie obyło się oczywiście bez wejścia na orlicką wieżę widokową, która przywitała nas – nie pierwszy raz zresztą – silnym wiatrem oraz tłumem ludzi. Widoczność jednak nie zawiodła i mogliśmy podziwiać wspaniałą panoramę wielu sudeckich pasm górskich oraz leżących u ich stóp miejscowości.

Droga powrotna w dużej mierze zdominowana została przez zielony szlak – niestety w sporej części pokrywający się z asfaltem prowadzącym licznych, zmotoryzowanych turystów do Zieleńca. Jeśli zatem będziecie chcieli powtórzyć naszą pętlę, zachowajcie na tym fragmencie trasy szczególną ostrożność.

Po dotarciu do Zielonych Ludowych postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jedno miejsce, z którego rozciągają się doskonałe widoki na różne strony świata.

Punkt, o którym mowa, odnajdziecie kierując się czerwonym szlakiem w stronę najwyższego wzniesienia Wzgórz Lewińskich – Grodczynu (zwanego również Grodźcem).

Ku naszemu zdziwieniu, zniknęła stąd charakterystyczna ławka, która przez długi czas pozwalała zatrzymać się w tej okolicy na dłużej i rozkoszować się piękną panoramą. Tak to już jednak jest – nic nie stoi w miejscu, dlatego warto wykorzystywać każdy kolejny dzień w 100%, zanim rzeczywistość ulegnie niespodziewanej zmianie. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *