Poziom trasy: przygoda/wyzwanie (w zależności od stanu Waszej kondycji 😉 )
Dzisiejsza propozycja trasy poprowadzona zostanie ścieżkami niezwykle malowniczych Gór Wałbrzyskich. Tym razem postawimy swoje stopy na prawdopodobnie najpopularniejszym szczycie wspomnianego pasma – Borowej, ale również dotrzemy w miejsca mniej oczywiste, a być może nawet nieobecne w świadomości wielu turystów. Nie zabraknie doskonałych widoków, a także wyzwań – jak np. przejście po fragmencie tzw. Drabiny Wałbrzyskiej. Zapraszam na kolejny wirtualny spacer!
Start naszej wycieczki ulokowałem w Wałbrzychu – bardzo blisko stacji PKP Wałbrzych Główny (500 m). Dzięki temu osoby niezmotoryzowane śmiało mogą myśleć o powtórzeniu opisywanego tu dziś wypadu. Tym zaś, którzy nie rozstają się ze swoimi “czterema kółkami”, podpowiadam darmową opcję parkingową, znajdującą się w zasadzie przy samym szlaku.
Mowa o przestrzeni dostępnej w pobliżu zabytkowego wiaduktu mieszczącego się u zbiegu ulic Słowiańskiej i Kosynierów. Nam udało się tu zaparkować bez problemu nawet w zimie, więc o innych porach roku tym bardziej nie powinno być z tym problemu.
Po zgaszeniu silnika i małej rozgrzewce możemy ruszać na szlak, który w pierwszej fazie naszej wycieczki przybiera żółtą barwę.
Przez pierwsze 400 metrów podążamy szeroką dojazdową drogą, która nieznacznie pnie się w górę.
Po nagłym skręcie szlaku w prawo (który łatwo przeoczyć!) zaczynamy podążać po przysypanej śniegiem łące. Krótki płaski wstęp na tereny zielone staje się preludium do pierwszego poważnego podejścia, którego nachylenie w najgorszym momencie osiągnie aż 49%.
Warto jednak podjąć wyzwanie, gdyż na górze, na którą się wspinamy czeka nie lada nagroda – rozległe ruiny zamku Nowy Dwór, pamiętającego jeszcze średniowieczne czasy. Budowla została wzniesiona prawdopodobnie z inicjatywy księcia świdnicko-jaworskiego Bolko II w XIV w. i przez stulecia pozostawała ważnym punktem na mapie okolicy.
Myślę, że w porównaniu z wieloma dolnośląskimi zabudowaniami warownymi, powyższe pozostałości zamku są mało znane i przez to niedocenione. Nie można zaprzeczyć jednak temu, że jest tu bardzo klimatycznie.
Gdy nasycimy się już historycznymi pozostałościami, pora ruszyć w dalej. Bo skoro się weszło, trzeba również zejść.
Po przecięciu ruin żółty szlak prowadzi zatem dość ostro w dół. Zwłaszcza w śniegowych warunkach warto zachować tu czujność, aby nie wywinąć przysłowiowego orła.
Przy schodzeniu w oczy może rzucić Wam się biały krzyż, który dumnie wznosi się na jednym ze wzgórz vis-à-vis nas. To jedna z niespodzianek dzisiejszej trasy, o której więcej wspomnę później.
Po chwili znajdujemy się już na znanej nam szerokiej dojazdowej drodze. (I tutaj uwaga dla osób, które z jakichś powodów chciałyby pominąć pierwszą atrakcje (ruiny zamku) – jeśli przy wzmiankowanym wcześniej ostrym skręcie żółtego szlaku w prawo, nie wejdziecie na tereny zielone, tylko zamiast tego dalej będziecie podążać szeroką dojazdową drogą (prosto przed siebie), ostatecznie wyjdziecie w tym samym miejscu, w którym jesteśmy obecnie. Na pewno jest to łatwiejsza opcja, ale zdecydowanie mniej atrakcyjna).
Przed nami teraz około kilometrowe podeście prowadzące na Przełęcz Kozią.
Podczas pokonywania tego odcinka trasy natraficie na coś w rodzaju nadrzewnej kapliczki. Niezależnie od Waszych przekonań religijnych, trzeba przyznać, że jest to interesujący akcent, który zasługuje na wzmiankę i uwiecznienie na fotografii.
Na zdjęciu warto również zobrazować Chełmiec, który w pewnym momencie pojawi się w oddali, po prawej stronie, za naszymi plecami. Warto zatem od czasu do czasu spojrzeć za siebie.
Po nieco ponad godzinie od startu wycieczki powinniście zameldować się na Przełęczy Koziej. Przecinają się tutaj liczne szlaki biegnące z Wałbrzycha oraz Jedliny-Zdroju.
Dla zmęczonych wędrowców przygotowano ławeczki.
Na rozdrożu warto nasycić oczy krajobrazem w kierunku Masywu Ślęży, jaki przy dobrej pogodzie dumnie prezentuje się na horyzoncie.
To na Przełęczy Koziej początek ma też słynne podejście “ścieżką przez mękę” na Borową.
Obrazowo opowiadałem o nim w poniższym filmie.
My jednak na razie nie wybieramy się na szczyt z wyjątkową wieżą widokową. Na drogowskazach odnajdujemy czerwony szlak, wskazujący drogę na Przełęcz Szypka. Oznaczenia są bardzo wyraźne, więc nie powinniście mieć problemu z ruszeniem w dobrą stronę.
Przez moment obok czerwonych malunków towarzyszy nam jeszcze niebieska barwa. Droga oznaczona w ten sposób (na niebiesko) prowadzi przez fragment Drabiny Wałbrzyskiej, obejmując takie wzniesienia jak Kozioł, Wołowiec, Mały Wołowiec oraz Dłużyna. Możecie śmiało zapamiętać te nazwy, bo jeszcze dziś postawimy stopy na tych wyniosłościach terenu.
Na ten moment wyznacznikiem naszej trasy są jednak czerwone szlakówki. Teren, w który nas wprowadzają staje się przyjemnie płaski.
Po lewej stronie ścieżki zaczynają pojawiać się naprawdę imponujące krajobrazy, lecz to dopiero preludium do tego, co będziemy mogli dostrzec lada chwila z punktów widokowych.
Na wysokość pierwszego z nich docieramy po około 800 metrach marszu od Przełęczy Koziej.
Nieoficjalne miejsce widokowe przy krzyżu pod Wołowcem to na pewno nietuzinkowa atrakcja. W tym miejscu wyraźnie chciałbym jednak zaznaczyć, że to atrakcja nie dla każdego. Punkt widokowy przy krzyżu znajduje się bowiem na górce, na którą nie prowadzi oficjalny szlak turystyczny.
Aby się tam dostać musimy w odpowiednim momencie odbić z czerwonego szlaku (przy charakterystycznej skale) i wdrapać się pod solidne wzniesienie idąc na przełaj. W sezonie być może odnajdziecie tu wydeptaną ścieżkę odchodzącą skałę. Kolejny raz podkreślam jednak, że odradzam zdobywanie górki mniej doświadczonym piechurom (w szczególności w zimie!) – zwłaszcza, że już za moment dotrzemy do kolejnego widokowego miejsca, które położone będzie w zasadzie na szlaku, a widoki z niego będą porównywalne.
Tym drugim miejscem jest platforma widokowa pod Dłużyną, oddalona około 2 km od Przełęczy Koziej. W pogodny dzień miejsce to zaoferuje nam fantastyczny obraz Gór Wałbrzyskich, Gór Kamiennych, miasta Wałbrzycha, a nawet Karkonoszy. Spójrzcie sami na te widoki!
Po zejściu z platformy nadal kroczymy czerwonym szlakiem. Po 10 minutach docieramy do Rozdroża pod Dłużyną, gdzie do czerwonych oznaczeń dołączają czarne – wyznaczające jedną ze ścieżek prowadzących z Wałbrzycha.
Wkraczamy teraz na zdecydowanie węższą dróżkę, która po około 10 minutach doprowadza nas na Przełęcz Szypka.
Nie gościmy tu jednak długo. Po zerknięciu na drogowskazy, wiemy że właściwą ścieżkę od teraz wskazywać nam będą niebieskie malunki.
Rozpoczynamy podejście pod Dłużynę. Wyraźnie widać, że ten region Gór Wałbrzyskich cieszy się mniejszym zainteresowaniem górskich spacerowiczów. Na szczęście ktoś jednak zdecydował się na przechadzkę tym fragmentem dzisiejszej trasy, dlatego nie musimy przecierać szlaku.
Kto wie, być może właśnie w dzień naszej wycieczki ktoś maszerował tędy w ramach Drabiny Wałbrzyskiej?
A skoro wkraczamy na teren tego pieszego wyzwania, możemy spodziewać się w najbliższym czasie ostrych wejść i równie wymagających zejść. Fartownie owy proces następuje akurat w tym wypadku stopniowo.
Dlatego zdobycie Dłużyny nie stanowi większego problemu.
Nieco bardziej wymagające jest podejście na Mały Wołowiec.
Pod tą górą w przeszłości wydrążono dwa tunele kolejowe (jeden jest nadal czynny), do czego nawiązuje piękna drewniana tabliczka znajdująca się na szczycie. Postanawiamy zrobić tutaj małą przerwę jedzeniową.
Za stolik służy nam kamienny słupek, na którym co ciekawe wyryto napis “szczyt M. Kozioł”. Być może to dawna nazwa wzniesienia. Jeśli wiecie coś więcej na ten temat, koniecznie dajcie mi znać w komentarzu.
Kiedy dostrzegamy, jakie podejście czeka nas w drodze na Wołowiec, stwierdzamy że posilenie się bez dwóch zdań było dobrym pomysłem. Nabierana tu gwałtownie wysokość zostanie równie gwałtownie utracona przy schodzeniu z Kozła. Nie uprzedzajmy jednak faktów.
Po wdrapaniu się na mierzący 776 m n.p.m. szczyt zdecydowanie warto zrobić kilka kroków poza szlak i poszukać prześwitów między drzewami.
Widoki zarówno na wschód, jak i na zachód na pewno wynagrodzą część trudu włożonego w dostanie się na wzniesienie.
Zejście z Wołowca ma intensywny charakter, ale nie jest długie.
Następną górę, jaką zapiszemy w naszej kolekcji będzie Kozioł.
Przy wdrapywaniu się na niego rejestrujemy kolejny spektakularny krajobraz.
Chwila marszu wystarcza i docieramy do tabliczki z nazwą szczytu.
Pora na powrót na Przełęcz Kozią, co wcale nie jest łatwym zadaniem. Nachylenie góry jest spore i przy topniejącym śniegu w zasadzie ześlizgujemy się ze wzniesienia.
Wspólnymi siłami dajemy jednak radę! 🙂
I ostatecznie docieramy do płaskiej drogi.
Chwilę później po raz drugi dziś meldujemy się na Przełęczy Koziej. Widać, że ruch (ze względu na południową porę) jest tu już nieco większy.
Przed nami teraz decyzja, jaką drogą chcemy zdobyć Borową. Nie wyobrażam sobie bowiem wyprawy w tę część Sudetów bez wisienki na torcie w postaci oryginalnej wieży widokowej na mierzącej 853 m n.p.m. górze.
Do wyboru mamy 3 warianty podejść:
1. szlak czarny i wzmiankowana już “ścieżka przez mękę”
2. podążanie nieoznakowaną ścieżką na południowy-zachód, która doprowadzi nas do czerwonego szlaku
3. opcja numer trzy (na którą się decydujemy),
czyli spokojne dreptanie na Przełęcz pod Borową (według szlakówek czerwono-niebiesko-żółtych),
nieco bardziej wymagający odcinek do Rozdroża pod Borową (czerwono-niebieskie oznaczenia)
i dalej bardzo intensywna wędrówka aż na sam wierzchołek (czerwony szlak).
Wybrana przez nas opcja zdobycia Borowej jest dla nas nowością, dlatego jesteśmy nieco zaskoczeni tym, jak konkretna ściana pojawia się przed nami podczas skrętu z Rozdroża pod Borową. Taki “straszak” sprawi pewnie, że niejednemu turyście przez moment ugną się kolana. Pocieszę Was jednak tym, że tutaj (w przeciwieństwie do “ścieżki przez mękę”) pełny power potrzebny jest nie na całości podejścia, ale głównie na jego początku.
Po zdobyciu prezentującego się złowieszczo inicjalnego wzniesienia stopień nachylenia terenu spada. A dodatkowo po raz kolejny dziś trasa staje się krajobrazowa – w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Na krótko przed dotarciem na Borową do czerwonego szlaku dołącza jeszcze czarny, prowadzący z Rozdroża Ptasiego.
Dosłownie chwileczkę później meldujemy się na drugim co do wysokości wzniesieniu Gór Wałbrzyskich. Sporą niespodzianką jest dosłownie garstka ludzi, którą spotykamy na szczycie. Pogoda podczas naszej wyprawy była bajkowa, więc raczej spodziewaliśmy się tłumów – a tu wieża prawie na wyłączność. 🙂
Na szczycie trzyma jeszcze mróz, dzięki czemu oszroniona wieża i drzewa rosnące w je pobliżu olśniewająco połyskują w słońcu.
Najpiękniejsze oblicze zimy pozwala cieszyć się również z panoram, które chłoniemy z pomostu widokowego wieży, umiejscowionego na wysokości około 15 metrów. Doskonale widać m. in. Wałbrzych i położone w jego okolicy góry, ale również Karkonosze czy Masyw Ślęży.
Więcej informacji o samej wieży znajdziecie w TYM WPISIE.
Teren na szczycie Borowej przygotowany jest na przyjęcie wielu turystów. Znajdziecie tu zadaszoną wiatę, stoły i ławeczki.
Rozczarowani mogą być jednak kolekcjonerzy stempli. Niestety z powodu licznych dewastacji zdecydowano o tym, że pieczątka będzie dostępna jedynie w Urzędzie Gminy Jedlina-Zdrój.
Po krótkiej przerwie jedzeniowej, pora wracać do Wałbrzycha.
Decydujemy się na czerwony szlak – musimy poszukać odpowiedniego wejścia, ponieważ ścieżka, którą zdobywaliśmy Borową nie doprowadzi Was na plac pod wiaduktem, gdzie zaczynaliśmy wycieczkę.
Śliskość ścieżki, po której dane nam jest schodzić powoduje, że postanawiamy ubrać raczki. Różnica w jakości stąpania po wydeptanym śniegu jest niebotyczna. Pamiętajcie, w okresie zimowym raczki zawsze warto, a nawet należy mieć w plecaku. Często to nie tylko kwestia komfortu, ale także bezpieczeństwa.
Po założeniu raczków w zasadzie czujemy się tak, jakbyśmy pokonywali zejście w okresie letnim – zero poślizgu!
Czerwony szlak stopniowo sprowadza nas coraz niżej, kilkukrotnie prowadząc zakosami, warto zatem uważnie śledzić oznaczenia na drzewach (a przed zejściem dokładnie zerknąć na zamieszczony wyżej fragment mapy – zawarte są tam najbardziej newralgiczne krzyżówki).
Gdy miniemy Rozdroże Czarne do naszej ścieżki przyłączy się droga oznaczona zielonymi szlakówkami (biegnąca z Rybnicy Leśnej przez Rozdroże Leśne Berdo).
Po około 40 minutach marszu przez teren leśny, wstępujemy na rozległą łąkę. Z niej widać już wiadukt, przy którym zostawiliśmy samochód.
W tym miejscu dostajemy również, m. in. możliwość ocenienia z perspektywy, jak solidnym wzniesieniem jest Zamkowa Góra, którą zdobywaliśmy na początku wypadu.
Nasza wędrówka po Górach Wałbrzyskich powoli dobiega końca. Mam nadzieję, że jej opis będzie dla Was przydatną pomocą i turystyczną inspiracją.