Trasa “Trzy turystyczne perełki:  Zamek Księcia Henryka, Witosza, wieża widokowa na Sołtysiej Górze”

Tym razem mam przyjemność zaprosić Was na przyjemne szlaki przecinające okolice Wzgórz Łomnickich. Trasa dzisiejszej wycieczki przebiegać będzie w zasadzie na obrzeżach Jeleniej Góry, a jej nieco ponad 16-kilometrowa długość pozwoli Wam na podziwianie doskonałych krajobrazów z dwóch wież i jednego punktu widokowego.

Poziom trasy: spacerowa

Wirtualna pętelka, już na etapie planowania chciała sprawić mi mały problem. Zależało mi bowiem, aby jej początek miał miejsce w miejscowości Marczyce (blisko Zamku Księcia Henryka), a niestety infrastruktura parkingowa w tym miejscu nie zachwycała.*

*Na Google Maps znajdziecie parking o nazwie “Parking dla gości Zamku Księcia Henryka”. Położony jest on jednak z drugiej strony wzgórza Grodna, na którym wznosi się kamienny obiekt, dlatego w przypadku niniejszej trasy nie brałem go pod uwagę. Jeśli jednak będziecie chcieli zobaczyć sam zamek, śmiało można zostawić tam pojazd.

Z racji tego faktu, musieliśmy trochę improwizować. Po dość intensywnych poszukiwaniach miejsca, w którym nasz pojazd nie naruszałby spokoju lokalnych mieszkańców, ostatecznie zostawiliśmy samochód na małym placyku przy głównej drodze (oto współrzędne tego miejsca 50.834603, 15.704857).

W nagrodę za cierpliwość otrzymaliśmy widok na coraz rzadziej dziś spotykane krowy i umocnienia zbiornika wodnego “Sosnówka”.

Naszym pierwszym zadaniem po zaparkowaniu samochodu będzie udanie się we właściwą stronę. Musimy dostać się na niebieski szlak, co w rzeczywistości oznacza około 600 metrową wędrówkę główną asfaltową drogą w kierunku centrum Marczyc. Na szczęście tutejsza droga nie jest zbyt ruchliwa, więc ten fragment pokonujemy w komfortowy sposób.

Kiedy dotrzemy do sporego skrzyżowania, na którym przetną się drogi prowadzące z aż czterech kierunków, będzie to moment w którym pojawią się również niebieskie znaczki PTTK. Należy jednak pamiętać, żeby podążyć we właściwą z dwóch możliwych stron.

Jako, że najpierw mamy stanąć w progu Zamku Księcia Henryka, idziemy w kierunku wskazywanym przez przydrożny znak z napisem “Staniszów 2” i dorysowaną przeze mnie białą strzałkę.

Od teraz asfalt prowadzi nas miarowo pod górę. Taki stan rzeczy trwa przez niecały kilometr.

Szlak biegnący dotąd głównie wzdłuż domostw po ostrym skręcie w prawo “opuszcza cywilizację”.

Naszą towarzyszką przez najbliższe minuty będzie wąska ścieżynka biegnąca w zasadzie na granicy łąki i lasu.

Jest wrzesień, więc grzyby różnej maści w zasadzie same wyrastają niemal na szlaku. Rozglądamy się dokładnie za tymi jadalnymi i ku naszemu zdziwieniu jest ich całkiem sporo.

Przebieg trasy przez około kilometr jest właściwie jednostajny. Nieznacznie zmienia się tylko szerokość ścieżki, która raz jest przystosowana do rozmiaru jednej, a czasem dwóch osób.

Nieco trudniej robi się, gdy szlak nagle ostro odbija w lewo. Przed nami bowiem wyrasta podejście na górę Grodna, na której znajdziemy już pierwszą z dzisiejszych atrakcji.

Niby to tylko 200 metrów, ale wobec wcześniejszego spokojnego przebiegu szlaku, ta górka może podnieść Wasz puls.

Przed dotarciem na szczyt mijamy jeszcze grupkę ładnych skałek, które z pewnością przypadną do gustu najmłodszym turystom.

Po chwili z prawej strony wyłania się już jedyny w swoim rodzaju Zamek Księcia Henryka.

Budowla z początku XIX wieku pierwotnie miała charakter zamku myśliwskiego i prawdopodobnie była pewnego rodzaju odpowiedzią na Zamek Chojnik, który przez lata należał do rodu Schaffgotschów, wzbudzając zazdrość sąsiadów .

Jeszcze na początku XXI wieku obiekt przypominał ruinę. Remont wykonany przez prywatnego inwestora w latach 2015-2016 pozwolił jednak z otwartą przyłbicą zaprosić w progi zamku turystów.

Warto w tym miejscu dodać, że wstęp na zamek i jego wieżę jest płatny, ale całość kwoty biletu przekazywana jest na dalszy remont budowli.

U osoby nadzorującej obiekt można również kupić pamiątki (np. magnes), choć bez dwóch zdań najlepszą pamiątką z tego miejsca będzie wspomnienie widoku, który rozpościera się z wieży zamku.

Przy korzystnej pogodzie zobaczymy stąd piękne oblicze Karkonoszy, zalew w Sosnówce czy Rudawy Janowickie.

W dzień naszych odwiedzin było dość pochmurno, ale mimo tego kojarzące się ze Szwajcarią krajobrazy wykonały swoją robotę.

Przy zamku znajdziecie miejsce do odpoczynku i rozpalenia ogniska. Można zatem urządzić sobie tutaj małą kulturalną biesiadę pozwalającą nabrać sił do dalszej wędrówki.

A tak tego dnia prezentował się Zamek Księcia Henryka “z lotu ptaka”.

Więcej zdjęć i informacji dotyczących Zamku Księcia Henryka odnajdziecie w dedykowanemu jego wieży WPISIE.

Z Grodnej schodzimy już według żółtych oznaczeń. Nasz szlak rozpoczyna bieg dokładnie naprzeciwko wejścia do zamku. Podążamy w kierunku Staniszowa (warto wiedzieć, że w drugą stronę droga prowadzi do Sosnówki).

Pierwszy raz dziś trasa biegnie z górki. Delikatne zejście nie daje się jednak we znaki – schodzi się naprawdę przyjemnie.

Szlak prowadzi teraz po nieco szerszej niż na podejściu ścieżce.

Momentami przecina tereny łąk, by po chwili wrócić do lasu.

Chmury, które widzieliśmy na zamku chyba postanowiły nas dogonić, bo z nieba zaczyna padać deszcz.

Pod drzewami przeczekujemy jego najintensywniejszy atak i rad nierad ruszamy dalej z kapturami na głowie. Wiedzieliśmy jakie są prognozy na dziś – czekała nas zatem zabawa w kotka i myszkę z opadami.

Po przejściu prawie 2 km (licząc od Grodnej) żółty szlak wprowadza nas na asfalt, by po chwili zdecydowanie odbić w prawo.

Dotarliśmy do Staniszowa, gdzie wita nas całkiem ładny kościółek, który (jak później się dowiedziałem) wzniesiono bardzo dawno temu, bo w XV w.

Od teraz do żółtego szlaku przyłącza się jego zielony koleżka.

Druga spora atrakcja dzisiejszej wycieczki – Góra Witosza – zbliża się wielkimi krokami.

Zanim jednak tam dotrzemy – naszym oczom ukazuje się jeszcze pomnik muflona. Jeśli nie mieliście przyjemności podziwiania tego urodziwego zwierzęcia z okien rodzinnego domu (jak ja), wyjaśniam że jest to krewny owcy domowej, który został sprowadzony na Dolny Śląsk na początku XX w. z regionu Korsyki i Sardynii. Samce tego gatunku odznaczają się charakterystycznymi zakręconymi rogami.

Dlaczego akurat w tym miejscu zdecydowano się postawić taki pomnik? Jest to dla mnie niemała zagwozdka, zwłaszcza że największe populacje muflona na Dolnym Śląsku odnajdziemy w lasach moich rodzinnych Gór Sowich i pod Jaworem.

Jakby nie było, jest to ciekawe urozmaicenie podczas przemierzania szlaku.

A ten dosłownie minutę później doprowadza nas do początku podejścia na Witoszę.

Na górę dostaniemy się po kamiennych schodach przypominających trochę te prowadzące na Szczeliniec Wielki. Zresztą całość trasy na szczyt zwykłem już obrazowo określać mianem wersji demo Gór Stołowych.

Dlaczego?

Bowiem udając się na Witoszę również znajdziecie masywne skały wplecione w przebieg ścieżki, tak dobrze kojarzone z górami rozciągającymi się w okolicach Karłowa. Jest ich na pewno nieco mniej niż w rejonie Szczelińca Wielkiego, jednak nie można odmówić im klimatyczności.

Po dotarciu na szczyt czekają na Was naprawdę przyzwoite widoki, które przy lepszej pogodzie z pewnością wywołają jeszcze większy uśmiech na Waszych twarzach.

W przeszłości na Witoszy wznosił się pomnik ku czci Bismarcka przypominający nieco wieżę widokową. Niestety do naszych czasów ostał się jednak jedynie jego cokół.

Myślę, że zbudowanie w tym miejscu nowej konstrukcji widokowej przyciągnęłoby na Witoszę jeszcze większą liczbę turystów. Być może kiedyś ktoś dojdzie do takich samych wniosków, jednak nawet w obecnej formie niniejsze miejsce absolutnie zasługuje na Waszą uwagę.

Więcej o punkcie widokowym na Witoszy przeczytacie w TYM WPISIE.

Po zejściu ze szczytu wznoszącego się nad Staniszowem musimy kawałek cofnąć się po własnych śladach. Wracamy bowiem na krzyżówkę mieszczącą się niedaleko wzmiankowanego niedawno kościółka.

Wcześniej dotarliśmy w to miejsce podążając za żółtymi oznaczeniami, teraz udajemy się w prawo – skręcając w ulicę Cieplicką.

Od tego punktu maszerujemy za zielonymi malunkami.

Czeka nas teraz blisko 2-kilometrowy odcinek, który pokonujemy poboczem głównej asfaltowej drogi.

Wyprowadza nas ona ze Staniszowa i pozwala dotrzeć na obrzeża Jeleniej Góry.

Kiedy pojawimy się na wysokości budynku Centralnego Ośrodka Badania Roślin Uprawnych, będzie to dla nas znak, że dosłownie za kilkadziesiąt kroków nasza trasa skręci z asfaltu w prawo.

Taka oto droga zaprosi nas do podążania dość oryginalnie oznaczonym szlakiem.

Udajemy się teraz w kierunku wieży na Sołtysiej Górze, co podkreśla nietypowy biało-czerwony kwadrat, który odnajdziemy przy naszej trasie. Jest to o tyle interesujące, że na mapie turystycznej dostrzeżemy w tym miejscu jedynie czerwoną barwę.

Ścieżka pozwalająca dotrzeć do budowli widokowej przez długi czas jest dość szeroka. Charakteryzuje się ziemistą strukturą, która przy większym deszczu z pewnością zamienia się w błoto.

Ponownie przy szlaku czeka na nas sporo grzybów, w tym te jadalne. Nasz zbiór (stopniowo powiększający się) ląduje w płóciennej torbie w plecaku.

Muszę Wam zdradzić, że ostatecznie uzbieraliśmy wystarczającą liczbę okazów, aby po powrocie do domu zrobić pyszny sos. Czasem turystyka może przyjemnie połączyć się z grzybiarstwem, a następnie jeszcze przyjemniej z kulinariami. 🙂

Po około 800 metrach pokonywania ziemistej ścieżki, dotrzecie do Rozdroża nad Źródełkiem. Z tabliczki wskazującej właściwą drogę dowiecie się że do Sołtysiej Góry pozostał jeszcze kilometr marszu.

Znaki po obu stronach ścieżki mogą powodować mały zamęt. Białą strzałką zaznaczyłem właściwy kierunek dalszej wycieczki.

Bliskość następnego celu naszego dzisiejszego wypadu dodaje nam sił. Zagęszczamy nieco leniwy tego dnia krok.

Przed szczytem natraficie na jeszcze jedno rozdroże z dość sfatygowanym znakiem.

Na samą Sołtysią Górę prowadzi już krótkie, ale dość znaczące podejście.

Jeśli da Wam ono w kość pod wieżą znajdziecie ławeczkę idealnie nadającą się do odpoczynku.

Wyremontowana budowla na Sołtysiej Górze po wielu perypetiach została udostępniona miłośnikom pięknych widoków w lecie 2022 roku. Z jej tarasów dojrzymy urokliwie położoną Kotlinę Jeleniogórską oraz majestatyczne Karkonosze.

W środku wieży można schronić się przed deszczem, który po raz kolejny postanowił nas dogonić.

Tym razem zaatakował również obiektyw w moim telefonie, przez co zdjęcia z górnego tarasu widokowego wyszły jakby budynek otuliła złowieszcza mgła.

Nie będzie jednak kłamstwem stwierdzenie, że na Sołtysiej Górze warunki pogodowe były najgorsze spośród odwiedzonych przez nas tego dnia miejsc.

Na szczęście chwilę wcześniej udało się wykonać zdjęcie z drona.

Kiedy świeci tu słońce, krajobrazy z pewnością zapierają dech w piersi. Czego dowodem może być powyższe zdjęcie, podesłane mi jakiś czas temu przez Panią Aleksandrę.

Warto jeszcze wspomnieć, że wstęp na wieżę jest darmowy, a widoki możemy podziwiać z dwóch wysokości.

Dodatkowo osoby posiadające lęk wysokości z pewnością ucieszy fakt, że na górę dostaniemy się po schodach umieszczonych wewnątrz budynku, przypominających trochę klatkę schodową w bloku.

Jeśli zatem nie przepadacie za kratownicą (która często wykorzystywana jest w dolnośląskich konstrukcjach widokowych), ten turystyczny cel na pewno będzie bliski Waszemu sercu.

Więcej zdjęć i informacji o wieży na Sołtysiej Górze znajdziecie w TYM WPISIE.

Kiedy opady ustają ruszamy w drogę powrotną.

Musimy ponownie pokonać niemal 1,5 km fragment, który doprowadza nas do wejścia na asfalt w pobliżu Centralnego Ośrodka Badania Roślin Uprawnych.

Jako, że zdecydowaliśmy się dziś na trasę w formie pętli, w tym miejscu odbijamy w prawo, nie wracając tym samym do Staniszowa.

Maszerujemy poboczem głównej drogi przez około 5 minut.

Koło lokalnego cmentarza ponownie wchodzimy na szlak oznaczony biało-czerwonym kwadratem. Tym razem odbija on jednak w lewo.

Radośnie wita nas Bob Marley, który zwiastuje, że dalsza podróż musi być przyjemna.

Droga po chwili skręca w las i pozwala dotrzeć nam do miejsca figurującego na mapie pod nazwą Morskie Oko.

Do tatrzańskiego jeziora nieco temu stawikowi brakuje, ale za to pobliska strzelista skała robi na nas spore wrażenie.

Dalej ścieżka prowadzi głównie przez las, choć nie omieszka fragmentarycznie zahaczyć o łąkę.

Po dojściu do Rozdroża Polana pojawia się możliwość zaoszczędzenia kilku minut. Właśnie w tym punkcie ma początek żółty łącznik.

Jeśli wybierzecie ten wariant maszerowania, wkrótce na drzewach powinniście zobaczyć biało-żółty kwadrat. Jesienią przy szlaku odnajdziecie również owoce jarzębiny, radośnie przypominające nam, że jesień nie ma jedynie deszczowego oblicza.

Krótki odcinek łącznika kończy się na Rozdrożu pod Chmielnikiem. Tytułowy Chmielnik to niewielkie (422 m n.p.m.) wzniesienie, które obeszlibyśmy dookoła, gdybyśmy nie skorzystali z żółtych oznaczeń.

Po opuszczeniu łącznika wracamy na szlak oznaczonym biało-czerwonym kwadratem.

Po chwili przy naszej ścieżce znów pojawia się ogrodzenie terenu cmentarza, który mijaliśmy 20 minut temu. Tym razem znajdujemy się jednak z jego drugiej strony. Przy końcu płotu szlak odbija ostro w lewo.

Warto się mieć teraz na baczności (i przy okazji prześledzić przebieg trasy na mapie), bo w niedługiej przyszłości czekają nas jeszcze jego dwa znaczące zakosy.

Jeśli nie zgubicie tu drogi, po około 700 m Waszym oczom ukażą się niebieskie oznaczenia. Pamiętajcie aby podążyć za nimi kierując się w lewo (na południowy-wschód, w stronę Marczyc). Skręcając w prawo dotarlibyście bowiem do Cieplic.

Przed nami ostatni fragment naszej dzisiejszej wędrówki.

Początkowo malunki w kolorze morza prowadzą nas wzdłuż asfaltowej drogi.

Po niecałych dwóch kilometrach nieco mozolnej wędrówki asfalt zamieniamy na szutrową drogę.

Jeżeli będziecie uważnie pokonywać nadchodzący fragment trasy, w pewnym momencie po lewej stronie na horyzoncie powinniście dostrzec odwiedzone wcześniej wzniesienie Grodna i górujący na nim zamek.

Szutrowa droga ostatecznie doprowadza nas do dobrze znanego nam już skrzyżowania, na którym zaczynaliśmy wędrówkę w stronę Zamku Księcia Henryka.

Z tego miejsca zostaje nam już tylko dojść do punktu, w którym zostawiliśmy samochód.

W praktyce oznacza to podążenie za wskazaniem białej strzałki z powyższego zdjęcia. Za 600 metrów nasza kolejna wycieczka dobiegnie końca.

Mam nadzieję, że jej opis pozwoli Wam w pełni wykorzystać możliwości pięknego regionu Dolnego Śląska jakim są okolice Wzgórz Łomnickich. Mimo iż nie jest to najpopularniejszy obszar naszego województwo, jak widzicie ma on nam do zaoferowania całkiem sporo. Nic tylko spakować plecak i poznać go bliżej!

Na koniec zapraszam Was jeszcze do obejrzenia filmiku podsumowującego moje podróże (z dronem) w 2022 roku. Zamek Księcia Henryka i wieża na Sołtysiej Górze też mają w nim przysłowiowe “5 minut” blasku. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *