Długo zastanawiałem się, do jakiej kategorii zaliczyć propozycję dzisiejszej trasy. Z jednej strony jej dystans nie jest przerażająco długi, z drugiej zaś pokonanie tego niewielkiego odcinka w warunkach “dogorywającej zimy” okazało się być (także z mojej winy) sporym wyzwaniem. Trochę zlekceważyłem bowiem teren i przyszło mi w stylu rasowego panczenisty ślizgać się po pozostałościach śniegu na totalnie płaskich butach.
Wyciągnijcie zatem lekcje z takich błędów – do gór (nawet tych niepozornych) należy podchodzić zawsze z rozwagą i szacunkiem.
poziom trasy: spacerowa
Przechodząc już do konkretów, zdecydowałem się na zaliczenie niniejszej trasy do grupy “przygoda”, czyli tej o średnim stopniu trudności. Podejrzewam, że w ciepły, słoneczny dzień jest ona przyjemnym spacerkiem. Jeśli jednak deszcz lub śnieg utrudnią Wam komfortowe poruszanie się po szlaku, wędrówka zielonym szlakiem na Włodzicką Górę może okazać się pewnym wyzwaniem.
Początkiem naszej dzisiejszej przygody jest stacja kolejowa “Świerki Dolne”. Jak łatwo się domyślić, dotrzecie tutaj pociągiem (dokładniej relacji Kłodzko-Wałbrzych).
Jednak również zmotoryzowani turyści otrzymali możliwość rozpoczęcia wejścia na Włodzicką Górę niemal dokładnie w tym samym miejscu. Wygląd przydrożnego parkingu, na którym bezpiecznie zostawicie auto prezentuje poniższe zdjęcie.
Pierwszym ważnym zadaniem naszej wędrówki będzie dostanie się na drugą stronę torów kolejowych.
Opcje są dwie. Polecana – przejście poboczem głównej drogi ( numer 381), gdzie prowadzą zielony i żółty szlak i przekroczenie zaznaczonego na powyższej fotografii pomarańczowego mostu, oraz mniej polecana – przekroczenie torów w poprzek w wyznaczonym miejscu (oczywiście z zachowaniem wzmożonej ostrożności).
Kiedy znajdziemy się już po drugiej stronie, szlak na dosłowną chwilkę wprowadzi nas między zabudowania. Oznakowanie jest jednak na tyle wyraźne, że nie powinniście się tu zgubić.
Niecierpliwi mogą skrócić swoją drogę o kilkanaście metrów, odbijając w prawo zaraz za mostkiem (za wskazaniem strzałki z numerem dwa).
Po błyskawicznym dotarciu do takiej nieutwardzonej drogi, ponownie skręcamy w prawo. Widok ze zdjęcia ukaże się Waszym oczom, gdy obierzecie właściwy kierunek. Przez 100 metrów podążamy właśnie po takiej ziemistej nawierzchni.
W miejscu uchwyconym na powyższym zdjęciu szlaki zielony i żółty żegnają się ze sobą. Zgodnie ze wskazaniem malunku na pniu musimy ostro skręcić w lewo. Gdybyśmy kontynuowali wędrówkę za żółtą barwą, doszlibyśmy do czerwonego szlaku, którym również dotrzemy na Włodzicką Górę. Jeśli zatem macie chęć nieco przedłużyć Waszą wycieczkę, można rozważyć tę opcję (podejście zajmie Wam wtedy o około 20 minut więcej niż wejście na szczyt zielonym szlakiem).
Po odbiciu w lewo nasza marszruta zaczyna przebiegać przy rozległej łące. Początkowa komfortowo wydeptana ścieżka po chwili nieco się zwęża i wprowadza nas do czegoś na kształt rowu (bez obaw – nie powinno być w nim wody).
Podążając za tym elementem krajobrazu i za wskazaniem powyższej strzałki z sukcesem dotrzecie na skraj lasu.
Tutaj już bez problemu zielone oznaczenia wprowadzą Was między gęsto rosnące drzewa.
Klimat szlaku staje się teraz typowo leśny. Chwilami robi się również stromiej. Podejście może wyglądać na męczące, ale jest ono raczej z tych miarowych – stopniowo nabieramy wysokości.
Po około kilometrze od punktu startowego trasy natkniecie się na dość intrygującą budowlę. Kamienne ruiny to pozostałości po dawnym magazynie kruszywa. Warto przyjrzeć się im dokładnie, bo to naprawdę oryginalna konstrukcja.
Zwróćcie uwagę, aby po minięciu ruin ponownie ostro skręcić w lewo – zgodnie ze znakiem na drzewie.
Kilkanaście kroków dalej czeka nas kolejny ostry zakos, tym razem w drugą stronę.
Po chwili na horyzoncie pojawia się pierwszy fenomenalny widok.
Podczas mojej marcowej wizyty przy zboczach Włodzickiej Góry, przy pokonywaniu ostatniego fragmentu wejścia na szczyt musiałem trochę improwizować. Powalone drzewa nie pozwalały na swobodne przemierzanie wyznaczonego szlaku. Mam nadzieję, że przez pół roku właściwe podmioty zrobiły z tym porządek. Koniecznie dajcie znać w komentarzu, jeśli wiecie czy nie napotkamy tam już (dosłownie i w przenośni) kłód rzuconych pod nogi. 😉
Gdy na horyzoncie pojawi się już sylwetka wieży, wierzcie mi, że nabierzecie nowych sił, by błyskawicznie dotrzeć na górę.
Na szczycie czekać będzie na Was urodziwa budowla, która w 2018 roku została wybudowana na kształt mieszczącej się tu dawniej konstrukcji. Ten przykład świetnie pokazuje, że można spojrzeć wstecz i nie deptać historii danego miejsca.
Odbudowanie wieży na Włodzickiej Górze bez dwóch zdań dało temu szczytowi drugie życie. Warto zauważyć, że w dobie remontów sowiogórskich budowli widokowych (stan na sierpień 2022), wspięcie się na mierzący 757 metrów szczyt może być ciekawą alternatywą dla wizyty na Wielkiej Sowie czy Kalenicy.
PS Jeszcze innym rozwiązaniem w tym zakresie jest mniej znana wieża na Górze Parkowej w Bielawie.
Jeśli chodzi o samo wejście na wieżę na Włodzickiej Górze, elementem wyróżniającym to miejsce jest drabinka mieszcząca się tuż przed tarasem widokowym (wcześniej w górę prowadzą kamienne schody). Jest on dość wąska, ale ubezpieczona barierką.
Same widoki, mimo iż jedynie w dwie strony świata, prezentują się bajecznie. W słoneczny dzień z tarasu widokowego dostrzeżemy Góry Sowie, Góry Kamienne, Góry Wałbrzyskie, a nawet Karkonosze.
Myślę, że nie muszę Was już zachęcać do tej wycieczki. Poczekajcie na dobre prognozy i obierzcie kierunek na Świerki. Do zobaczenia na szlaku!
Więcej zdjęć i informacji o wieży na Włodzickiej Górze znajdziecie TUTAJ.
Jeden komentarz do “Trasa “Świerki zielone jak szlak na Włodzicką Górę””